Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 
Jedynym sposobem na wydostanie się z sobotniego Zlotu Miłośników Fortyfikacji w Boryszynie było odstanie swojego w gigantycznym korku!

Redakcyjny samochód też ugrzązł na dobre. Z pola koło bunkrów do Boryszyna, czyli niemal kilometrowy odcinek jechaliśmy godzinę i 26 minut. To co działo się na drodze, przypominało cyrk.

Część kierowców zbagatelizowała oczekiwanie na swoją kolej i zaczęła pchać się pod prąd. Z parkingu samochody wyjeżdżały wszystkimi możliwymi stronami. Kierowcom puściły nerwy i zaczął się horror.

Na środku drogi stanął mężczyzna, który zablokował wyjazd kierowcom jadącym od strony bunkrów. W ten sposób zaczął puszczać wozy wyjeżdżające z parkingu. Przy drugim wyjeździe inny mężczyzna zrobił to samo. Przy następnym było podobnie. W dodatku auta jechały w dwóch kierunkach. A poboczami szli piesi.


Doszło do szarpaniny między kierowcami. Były kłótnie. - A co robi policja - denerwowali się ludzie. - Gdzie są parkingowi, płaciłem za postój 5 zł, to niech zajmą się upłynnieniem ruchu - krzyczeli.

Sytuację zaogniły dwa tiry, które próbowały przebić się do miejsca imprezy. Jeden z nich wiózł pojazd opancerzony. Wtedy droga została na dobre zablokowana. Policjanci kierujący ruchem nie mieli nawet możliwości odkorkowania przejazdu. - To było piekło - przyznają.

- Podjęto decyzję o wstrzymaniu aut jadących od strony Lubrzy - informuje szef świebodzińskiej policji podinsp. Sebastian Banaszak.

Niestety, kierowcy wyjeżdżający z imprezy nadal bagatelizowali wskazania funkcjonariuszy. - To nic innego jak niezdyscyplinowanie ludzi - mówi sierż. Piotr Domański, który przez cały czas był na miejscu.

Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. - Niemal jednocześnie ruszyły prawie trzy tysiące aut, a mamy tam tylko jedną wąską drogę - dodaje podinsp. Banaszak.

Kierowcy zapomnieli o rozsądku i przepisach. Policjanci nie wlepiali mandatów, bo nie chcieli jeszcze bardziej utrudniać i tak fatalnej już sytuacji.

Korek zaczął się lekko rozładowywać dopiero po 19.00. - To dla nas kolejny sygnał, że sprawę dojazdu trzeba jakoś rozwiązać - przyznają policjanci.

A gdzie się podziali parkingowi, o których pytali zdenerwowani kierowcy? Po skasowaniu biletów znikli. Zostali tylko policjanci i wojsko. - Bo nie było potrzeby obecności parkingowych podczas wyjazdu kierowców - mówi wójt Eugeniusz Chamarczuk.

I dodaje, że jeszcze w lutym gmina chciała porozumieć się z właścicielem pobliskiego pola, po którym biegnie umowna droga. - Ale nie doszliśmy do porozumienia - stwierdza Chamarczuk. - W przyszłym roku sytuacja musi być rozwiązana, może przejmiemy torowisko od PKP, może tamtędy poprowadzimy część aut.

Jedynym sposobem na wydostanie się z sobotniego Zlotu Miłośników Fortyfikacji w Boryszynie było odstanie swojego w gigantycznym korku!

Redakcyjny samochód też ugrzązł na dobre. Z pola koło bunkrów do Boryszyna, czyli niemal kilometrowy odcinek jechaliśmy godzinę i 26 minut. To co działo się na drodze, przypominało cyrk.

Część kierowców zbagatelizowała oczekiwanie na swoją kolej i zaczęła pchać się pod prąd. Z parkingu samochody wyjeżdżały wszystkimi możliwymi stronami. Kierowcom puściły nerwy i zaczął się horror.

Na środku drogi stanął mężczyzna, który zablokował wyjazd kierowcom jadącym od strony bunkrów. W ten sposób zaczął puszczać wozy wyjeżdżające z parkingu. Przy drugim wyjeździe inny mężczyzna zrobił to samo. Przy następnym było podobnie. W dodatku auta jechały w dwóch kierunkach. A poboczami szli piesi.

Doszło do szarpaniny między kierowcami. Były kłótnie. - A co robi policja - denerwowali się ludzie. - Gdzie są parkingowi, płaciłem za postój 5 zł, to niech zajmą się upłynnieniem ruchu - krzyczeli.

Sytuację zaogniły dwa tiry, które próbowały przebić się do miejsca imprezy. Jeden z nich wiózł pojazd opancerzony. Wtedy droga została na dobre zablokowana. Policjanci kierujący ruchem nie mieli nawet możliwości odkorkowania przejazdu. - To było piekło - przyznają.

- Podjęto decyzję o wstrzymaniu aut jadących od strony Lubrzy - informuje szef świebodzińskiej policji podinsp. Sebastian Banaszak.

Niestety, kierowcy wyjeżdżający z imprezy nadal bagatelizowali wskazania funkcjonariuszy. - To nic innego jak niezdyscyplinowanie ludzi - mówi sierż. Piotr Domański, który przez cały czas był na miejscu.

Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. - Niemal jednocześnie ruszyły prawie trzy tysiące aut, a mamy tam tylko jedną wąską drogę - dodaje podinsp. Banaszak.

Kierowcy zapomnieli o rozsądku i przepisach. Policjanci nie wlepiali mandatów, bo nie chcieli jeszcze bardziej utrudniać i tak fatalnej już sytuacji.

Korek zaczął się lekko rozładowywać dopiero po 19.00. - To dla nas kolejny sygnał, że sprawę dojazdu trzeba jakoś rozwiązać - przyznają policjanci.

A gdzie się podziali parkingowi, o których pytali zdenerwowani kierowcy? Po skasowaniu biletów znikli. Zostali tylko policjanci i wojsko. - Bo nie było potrzeby obecności parkingowych podczas wyjazdu kierowców - mówi wójt Eugeniusz Chamarczuk.

I dodaje, że jeszcze w lutym gmina chciała porozumieć się z właścicielem pobliskiego pola, po którym biegnie umowna droga. - Ale nie doszliśmy do porozumienia - stwierdza Chamarczuk. - W przyszłym roku sytuacja musi być rozwiązana, może przejmiemy torowisko od PKP, może tamtędy poprowadzimy część aut.

 

Piotr Jedzura Gazeta Lubuska

 

na stronie gazety mozna także przeczytac jak to dziennikarze skłamali ze sterczeli w korku 1.26m gdyż jechali za radiowozem na sygnale a korki znaja tylko z opowieści. Wiele krytycznych uwag dotyczy także wujta i parkingowych - wzieli kase i uciekli radźcie sobie sami.
Komentarz z Naszej strony jest zbędny i tak byłby uważany za stronniczy...

makaron