Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 

 Witamy. Jesień zawsze przynosi nam jakieś zmiany na stronie, tym razem informujemy że grono osób ścisle współpracujących ze stroną powiększyło się. Ta nową osba jest znana z forum Paulina Ciarkowska vel Buba na forum. Jest to pierwsza kobieta w redakcji. Co od razu przyniosła zmiany. Jakie - wktrótce zobaczycie. Napewno urozmaici Nasz serwis bunkrowców swoimi tekstami. Ale o tym później. Aby nie mydlić oczu zmianami zapraszam do pierwszego textu jaki dostaliśmy do Pauliny...

 

Uraina 2009
Wyruszamy z Oławy w piątek po południu, do Trzebini przebijamy się autostrada, z PKP Trzebinia zabieramy Grzesia i dalej już mkniemy sobie na wschód bocznymi drogami, przez Słomniki, Szczurowa, Ciężkowice, Gorlice, Nowy Żmigród...zostawiając gdzieś z boku całe piekło związane z obwodnica Krakowa, remontami dróg pod Tarnowem i tysiącami fotoradarów pierwszy nocleg , jak już tradycja nakazuje, w Beskidzie niskim, na polu namiotowym w Stasianym.  

Rano ruszamy w stronę przejścia w Krościenku, jeszcze krotka wizyta w barze "u kojota" w Ustrzykach Dolnych, coby znieczulic sie przed granica i juz mykamy na wschod. 

Przejście mija nam nad podziw szybko (kolo godziny). W Chyrowie w sklepie wymieniamy kasę i jedziemy sobie dalej przez Sambor, Drohobycz.. gdzieś za Drohobyczem zaczyna strasznie szarpać kierownica, wiec widać że coś jest nie tak..zatrzymujemy sie i faktycznie- jedna felga ma ksztalt lekko kopnietego prostokata wiec dalej jechac nie bardzo i trzeba poszukac jakiegos miejsca naprawy. Zakład z napisem "szynomontaż"poawia się nad podziw szybko (w ogóle na ukrainie tego strasznie dużo), po wjechaniu nawet nie musimy mówić co się stało, mechanik od razu wita nas komentarzem: "szczo ty tak ujebał?!?" Zdejmują kolko i zabierają do warsztatu na jakąś dziwna kręcącą się maszynę która bardziej wygląda na narzędzie tortur niż sprzęt mechanika (i takowe dźwięki wydaje) ale o chwili nasze kolko wygląda już jak dawniej i można je zakładać. Mechanik pyta na ile napompować kola, wiec mówimy ze przednie były na 2.2. Gościu robi głupią minę i idzie sprawdzić stan drugiego kolka, faktycznie 2.2.. Spora grupka miejscowych która się już zebrała i asystuje dostaje ataku śmiechu i mało się nie tarzają po ziemi, w końcu nam tłumaczą ze chcąc jeździć po Ukrainie należny pompować kola na 1.8, bo inaczej za 5min. znów będziemy mieć kwadratowe felgi...cóż, człowiek uczy się cale życie.. ładnie dziękujemy, odjeżdżamy a cala wioska chyba będzie się długo bawić i opowiadać anegdoty jak to przyjechały głupie polaczki z kolami na 2.2.. jedziemy cali zadowoleni, nie wiedząc ze najgorsze jeszcze przed nami... 

Jedziemy dalej niesamowita droga w rejonie doliny, pola, pola i droga po horyzont. Zatrzymujemy się celem zrobienia trochu zdjęć, jest straszny wiatr, który potęguje wrażenie przestrzeni i wolności- wiatr we włosach piasek w zębach, uciekające z głów czapki i wzrok ginący gdzieś na horyzoncie... super sprawa. 

W miejscowości Bronsziw -osada zjadamy jeszcze pielmieni , gubimy się w okolicy Kałusza i już po ciemku wjeżdżamy na drogę prowadząca do Osmolody. Jest już dosyć późno, wszyscy mamy trochę dosyć, droga dłuży się niemiłosiernie, zakręt w lewo, zakręt w prawo, mostek, dziura z lewej, dziura z prawej, dziury wszędzie, nasyp po zerwanej rok temu drodze, mostek, jakaś ciemna wymarła wieś, i znowu, zakręt i drugi..i ciemna droga.. pięknie tu musi być za dnia, ale teraz nic nie widać i każdy już marzy o rozbiciu namiotu i śpiworze w Osmolodzie..może jakiś bar będzie jeszcze czynny?? wydaje się ze Osmoloda już tuz tuz, może to już następna wioska?? 

w pewnym momencie zjeżdżamy z kolejnego mostku i nagle rozlega się donośne "pierrrdut", słychać metaliczny dźwięk, chrupniecie, szarpniecie, gaśnie silnik, gasną światła a spod maski podnoszą się kłęby sinego dymu... to żeśmy , k... dojechali do Osmolody.. rzut oka pod maskę i na drogę w świetle latarki nie nastraja optymistycznie.. leje się olej, płyn z chłodnicy a cala droga jest usiana rurkami , pierścieniami i innym żelastwem.. pier**** pech..dlaczego w pierwszy dzień???? 

nie pozostaje nic innego jak zepchacutko na pobocze, co tez robimy i rozkładamy namioty w przydrożnym rowie i okładamy się spać.. w nocy zaczyna lać, a mnie się śnią jakieś zerwane mosty...
Rano budzi nas deszcz...nie, nie deszcz stukający w ściany namiotu..deszcz w namiocie... mokro!!! okazuje się ze jedna ściana cala przemaka bo wyrwało odciąg.. wyłazimy na mokry świat i idziemy obejrzeć nasze autko.. za dnia wygląda to jeszcze gorzej.. cala skrzynia biegów się urwała, urwała się tez os od kola i cały silnik przez to opadł w dol i tak dziwnie wisi.. nawet holować tego się nie da bo czochra silnikiem o ziemie.. i jeszcze jest niedziela... 

a widać już stad góry...  

cóż, decydujemy się wyruszyć pieszo w kierunku przeciwnym do Osmolody. Grzes musi już dziś wracać bo jutro do pracy, a my może znajdziemy jakiegoś mechanika.. droga mija nam na rozmyślaniach co zrobimy jak nikt nie podejmie się skodusi naprawić..ciągnąc na sznurku do polski?? utopić w rzecze?? zgłosić ze ukradli?? jak nas puszcza na granicy jak mamy wbite ze wjechaliśmy autem?? jak nic nas zamkną żeśmy auto zhandlowali!! 
w pierwszej mijanej wiosce o nazwie Hhrynkiw odnajdujemy dom mechanika witji, ale niestety pojechał do Iwanofrankiwska i wróci wieczorem..drugi wioskowy mechanik jest na miejscu ale już tak narąbany z rana ze raczej nie pojedzie obejrzeć nam autka..idziemy wiec dalej i dalej.. w końcu w wiosce Jaseń dowiadujemy się ze tez jest mechanik- Walerka- syn pani sklepowej.. idziemy wiec do sklepu, babka dzwoni do Walerki i jupi!! okazuje się być w domu, jest trzeźwy i nawet decyduje się obejrzeć skodusie rozsiadamy się w sklepiku, ja akurat siadam pod lepem na muchy, które czasem spadają na stół, przyklejają się do blatu i lezą tak jakiś czas jeszcze ruszając nóżkami.. obserwując takie zjawiska próbuje odnaleźć w zakamarkach pamięci słowa potrzebne do rozmowy z mechanikiem: skrzynia biegów, os, holować, silnik.. kurde, nie używa się tego na większości wyjazdów.. 

po jakiejś pól godziny wpada Walerka i już za chwile mkniemy dziewięćdziesiątka jego nowiuśkim szewroletem podstakujac na dziurach w stronę naszej biednej skodusi... a myśmy głupi jechali 30km/h i jeszcze starali się te dziury omijać...po drodze opowiadam mu traumatyczna historie o skrzyni biegów co rozłupała się na pól, silniku co prawie leży na Ziemii, rurach co haczą o asfalt itp.. Walerka robi coraz bardziej okrągłe oczy i robi wrażenie jakby zaczynał żałować ze się zdecydował nam pomoc  

na miejscu Walerka wsadza głowę do silnika i coś tam mruczy ze dobrze nie jest ale z tego co mówiłam to myślał ze jest gorzej.. ale skrzynia biegów do wymiany,a tu ponoć o taka ciężko..dzwoni wiec do Iwanofrankiwska, do Kalusza czy tam takie maja lub mogą sprowadzić ale nic się nie udaje.. jakby to była lada to by skrzyń biegów na pęczki.. ale jak przystało na ukraińskiego mechanika mówi ze nie ma rzeczy nie do zrobienia i oni spróbują ale w tym celu trzeba go doholować te 15km do Jasenia.. Walerka wiec biegnie za rzekę przynosi spory kij do którego można przywiązać wiszący gdzieś nisko silnik, 


 
z płotu urywa pęto drutu , podnosi silnik na podnośniku, przywiązuje drutem , 

 

jeszcze parę belek na podkład, jakiś kamieni i już możemy jechać na sznurku do jego warsztatu aha, jeszcze wcześniej nam każę wyzbierać do końca pogubione na ulicy śrubki, które skrzętnie chowa do pudelka po fajkach.. 

jedziemy wiec sobie przez wioski, wszyscy ludzie wylegają przed domy i maja niezłe przedstawienie.. słychać komentarze w stylu "ej, turysty, widzicie na Ukrainie trzeba jeździć wolniej" czy "nie martwcie się ,Walerka wam pomoże".. ech...jak to dobrze ze oni nie wiedza o naszych kolach pompowanych na 2.2... 

w Jaseniu pod domem Walerki już zgromadzone pól wsi, każdy chce zobaczyć co się zepsuło, co za ludzie itp. Dogadujemy się ze mamy wrócić po autko za parę dni a oni spróbują zrobić co się da...

Paulina "buba" Ciarkowska  

WIĘCEJ NA FORUM... 

Relacje foto przedstawia także Chris - FOTO UKRAINA 2009