Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

Ponad 180 budowli fortyfikacyjnych obejmowała linia umocnień Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego w 1939 roku, od Niezdary na północy, do Mikołowa i Pszczyny na południu.

Te zabytki myśli inżynieryjno-wojskowej są zabezpieczane i odnawiane przez Stowarzyszenie na Rzecz Zabytków Fortyfikacji Pro Fortalicium, które doprowadziło już niektóre obiekty na Śląsku do stanu sprzed września 1939. Są udostępniane zwiedzającym, jak choćby schron w Do-bieszowicach, punkty oporu w Łagiewnikach i Wyrach. Niestety, w okolicach Częstochowy jest znacznie gorzej. Samorząd częstochowski nie ma pomysłu na wykorzystanie unikalnego systemu fortyfikacji obronnych wokół miasta i na jego terenie. Kilkoro zapaleńców interesujących się historią wojskowości nie może się przebić ze swoimi pomysłami. Bunkry z kampanii wrześniowej 1939 roku zarastają trawą i toną w śmieciach, odwiedzane przez amatorów taniego wina. Nikt inny tam nie zagląda, ponieważ brakuje nawet tablic informacyjnych, że takie obiekty znajdują się czasem ledwie kilkadziesiąt metrów od drogi.

     
 

 

- Okolice Częstochowy i teren samego miasta stanowią wielki skansen techniki fortyfikacyjnej - przyznaje Jarosław Kapsa z Urzędu Miasta. - Mamy przecież grodziska sprzed naszej ery, jak Gąszczyk czy Grodzisko koło Wręczycy Wielkiej. Mamy średniowieczne zamki, słynne Orle Gniazda, mamy wreszcie fortecę jasnogórską. No i umocnienia z czasu II wojny światowej: bunkry na zachód od miasta oraz budowane już przez Niemców na Jurze.

Antykwariusz i propagator turystyki Zbigniew Biernacki nie kryje irytacji, opowiadając o staraniach, które podejmował - zawsze bez skutku - by zainteresować magistrat i muzealników niszczejącymi bunkrami obronnymi. Nie rozumie, dlaczego nie spróbowano choćby opracowania ścieżki dydaktycznej. Że to jest możliwe, świadczy przykład Mokrej pod Kłobuckiem, gdzie grupa społeczników doprowadziła do powstania takiej ścieżki.

Umocnienia Częstochowskie stanowiły część linii oporu armii Kraków w kampanii wrześniowej. Były przeznaczone do powstrzymania niemieckiego natarcia w pierwszym uderzeniu.

Pierwsza duża bitwa tej kampanii rozegrała się pod Mokrą, gdzie Wołyńska Brygada Kawalerii przez dwa dni powstrzymywała natarcie pancerne Niemców. Umocnienia na przedpolach Częstochowy nie zatrzymały wojsk hitlerowskich. Zabrakło wsparcia wojsk pancernych. W 1945 r. bunkry próbowali wykorzystać wycofujący się Niemcy. Starali się rozbudować linię obrony zmuszając ludność cywilną do budowy zapór przeciwczołgowych. Zmasowany atak Armii Radzieckiej w styczniu 1945 r. przedarł się przez umocnienia. Po wojnie przez kilka lat bunkrami opiekowała się częstochowska jednostka wojskowa. Ale po jej rozwiązaniu, od kilkunastu lat nie mają gospodarza.

Zdaniem magistratu pierwszym krokiem powinna być dokładna inwentaryzacja bunkrów i umocnień. Tymczasem taki materiał już istnieje! Wystarczy skorzystać z publikacji Józefa Andrzeja Bossowskiego "Bunkry z roku 1939 w Częstochowie", gdzie opisano nawet oddziały, które walczyły w oparciu o te punkty umocnień w kampanii wrześniowej i dokładne współrzędne geograficzne zachowanych 11 bunkrów.

Swoiste szczęście miał na razie tylko bunkier nr 9, który znalazł się w samym środku nowego cmentarza komunalnego i nie został wysadzony w powietrze, lecz oczyszczony i uporządkowany. Choć i tu zabrakło nawet małej tabliczki z informacją, co taki obiekt robi na cmentarzu.

Budowano je za późno

Ogólny projekt budowy systemu fortyfikacji oraz umocnień wokół Częstochowy sztab polskiej armii przygotował w roku 1938 roku, lecz właściwe prace ruszyły dopiero późną wiosną roku następnego.

Na każdy kilometr linii obronnej miały przypadać dwa lub trzy bunkry jako najważniejsze ogniwa umocnionych punktów obrony. Miały być wyposażone w ciężkie karabiny maszynowe, wyjątkowo w działka lub rusznice przeciwpancerne. Stacjonujące w Częstochowie oddziały miały obsadzić ponad 60 bunkrów, lecz z braku czasu powstało ich o wiele mniej. Różne źródła historyczne wymieniają liczby od 10 do 19. Do dziś zachowało się 11 obiektów.

   Piotr Piesik

  Tekst i foto Dziennik Zachodni