Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 


 Zbliża się koniec sierpnia, wraz z ostatnim weekendem tego miesiąca coraz bliżej jest tegoroczny Festiwal! W tym roku przypada on na dni 29-31 sierpnia. W piątek około południa wraz z moim czworonożnym kompanem docieram na miejsce – Chomiczówka. To tu w tym roku wszystko się odbędzie. Na miejscu jest już mała ekipa festiwalowiczów. Dzień wlókł się leniwie, kilka osób dojechało, ale tłumów nie było. Pogoda niestety nam nie dopisała, cały dzień spędziliśmy pod wiata na dyskusjach z dawno nie widzianymi znajomymi, tymi starymi jak i nowymi :) Były plany zejścia pod ziemi no, ale jakoś tak wyszło, że na nich się tylko skończyło... :) Gitara i śpiew przy grillu:P niosły się echem przez cała noc. Nie tylko takie odgłosy dało się słyszeć, mieliśmy też mały sylwester w środku lata :) Tego wszystkim brakowało, na te chwile czekali cały rok! Ten spokój – nikt Cię nie pogania, nigdzie nie trzeba się śpieszyć jesteś tylko Ty. Ty i ten piękny las, kawałek dalej jakiś beton, a dookoła same znajome twarze, które mówią w końcu tym samym językiem co Ty – żyć nie umierać! :)

 Sobota zaskoczyła nas od rana piękną pogodą, która nie opuściła nas już do samego końca imprezy :)! Po śniadaniu część uczestników zachęcona wieczornymi obietnicami jednego z towarzyszy poszła na spacer w poszukiwaniu szybów. Przedzierając się przez las dotarliśmy do pierwszego z nich – 723 . Droga mija nam przyjemnie na wspólnych dyskusjach i zbieraniu grzybów. W tym roku ich nie brakowało, co chwile praktycznie można było się o jakiegoś przewrócić. Najwytrwalsi zbieracze nie odpuścili żadnemu, każdy musiał się znaleźć u nich w zbiorach :) Łącznie zobaczyliśmy 3 szyby. Zrobiliśmy małe koło i doszliśmy praktycznie do głównego wjazdu. Stąd skuszeni obietnicami Bobika szybszego powrotu do bazy poszliśmy prosto według „drogi” wskazane przez jego GPS. Co wcale nie oznacza, że ta droga rzeczywiście była krótsza... , ale na pewno bardziej „dzika”. Dotarliśmy do celu przecierając nowy nie odkryty szlak, chociaż pewnie i tak nie będzie on raczej często uczęszczany. Tego dnia jak to co roku bywa – tradycja musi być :] nie odbyło się bez wizyty mundurowych. Panowie i Pani zaszczycili nas swoją obecnością w liczbie 2 radiowozów! A o co chodziło tym razem ;? To wiedzą tylko uczestnicy... W międzyczasie przyszedł czas na obiad, oczywiście na stole królowały przeróżne potrawy z grzybów wcześniej zebranych. Jak mi wiadomo żadnych strat nie było do tej pory, czyli wszystkie były jednak jadalne :D Na festiwal docierały również nowe osoby. Część z nich była znana, ale inne pierwszy raz w życiu widziałam jak również moi starsi stażem koledzy... Najedzeni, zadowoleni ruszyliśmy w końcu na podziemny spacer :) W małym gronie podążyliśmy na północ, a dokładniej na pętle nietoperską. Piękna ciemność, jak dobrze tu znowu być!!!  Po drodze zaglądnęliśmy też do jednego z szybów które wcześniej oglądaliśmy z góry. Zajrzeliśmy również na Pzw 726, a stamtąd ruszyliśmy już prosto na pętle. Na niej nie byliśmy sami, grupka młodzieży ze Świebodzina ulokowała się tam na dzisiejszą noc. Chłopaki w pewnym momencie doszli do wniosku, że zamienią się kobietami z ekip. My za ich koleżanki ze Świebodzina. Na szczęście skończyło się to tylko głupim gadaniem uffff. :) Na końcu pętli znaleźliśmy też nowe malowidła na ścianach np. wizerunek spadającego Ikara. Mały obchód po tunelach i wracamy. Nie obyło się też bez wpadek... Nasz najmniejszy uczestnik wyprawy skąpał się w jednej ze studzienek. Jednak nie wystraszyło go to, otrząsnął się i pobiegł na przód w ciemność bez latarki.... twardziel :) Jak wyszliśmy na powierzchnie było już ciemno. Wróciliśmy do bazy. Większość już dawno była „wylogowana” pozostały tylko niedobitki i ktoś;? no właśnie kto to ;? Za chwile krzyk, Wujek samo zło pokazał próbkę swojej agresji, nastolatki z m-cza traktowały maskę jego auta jak jakąś swoją osobistą ławkę. Dziewczyny wielce obrażone, że jak to ;?! ktoś mógł im w ogóle uwagę zwrócić... bez komentarza. Kolacja z grilla, krótkie dyskusje. Wszyscy zmęczeni małym spacerkiem od razu pozawijali się w swoje śpiworki. Niedziela rano obudziła nas również słonecznie. To już ostatni dzień festiwalu. Ja niestety musiałam wcześnie wracać do domu, ale inni jeszcze trochę posiedzieli tu albo gdzieś indziej i dopiero w późniejszych godzinach obrali kurs każdy na swój dom.


Podsumowując, moim zdaniem tegoroczny festiwal nie był zły lecz za jakoś bardzo udanego go nie uważam, ale na pewno o niebo lepszy niż poprzedni. Szkoda że nie odbył się on gdzieś bliżej jakiegoś obiektu. Bardzo zaskoczyła mnie mała ilość przybyłych w tym roku społeczeństwa bunkrowego. W sumie przy takiej liczebności mógł on się odbyć w pierwotnie planowanym miejscu – GW Shill. Co niektórzy z nas mocno się do tego przyszykowali – miało być oświetlenie, muzyka ze sprzętu, a nawet dyskutowano o prezentacji z laptopa! Były plany naprawy stołu i ławek. Chętnych nie brakowało, sprzęt też o dziwo się znalazł! Jednak niestety plany pozostały planami i po raz kolejny właśnie wiata była miejsce naszego spotkania. Niektórzy niestety nadźwigali się trochę „niepotrzebnego” sprzętu przyszykowani właśnie na tego rodzaju festiwal, no ale cóż wyszło jak wyszło... szkoda może innym razem się uda.;?!? Przydało by się trochę świeżości wnieść oprócz już od dawna znanych festiwalowych czynności, przecież wszystko można jakoś połączyć, urozmaicić i każdy będzie zadowolony :) Ale to tylko moja skromna opinia. Po powrocie do miasta już po kilku dniach doszły mnie pewne słuchy od moich młodszy znajomych. Wcześnie wspomniał nastolatki wychwalają się, że są cool itd., itp bo były na „utajnionych dniach chaosu”... bez komentarza. No cóż było jak było każdy bawił się po swojemu tak jak lubi najbardziej, a co będzie za rok ;?!? Pożyjemy, zobaczymy :)


sister