Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

Czego tu znowu? Co się czepia? A może to nie chodzi o nas? Ała, cholera, nie za sznurówkę, co nas ciągniesz? A w ogóle gdzie nas ciągniesz? Co my Ci w ząbek czesany zrobiliśmy, że wyciągasz nas z ciepłej i ciemnej szafki i znów gdzieś będziesz łaził nie wiadomo gdzie? Nie można sobie spokojnie poleżeć gdzieś w szafce tylko będzie łaził. Będzie mokro, ciemno, o paście nie pomyśli? A czy Ty, w zelówkę kopany nie możesz zabrać nas na jakiś bal? Nie możemy pokazać się dobrym towarzystwie i walca zatańczyć? Że co? Że fason nie taki? No i kij z tego, ale kolor odpowiedni, czarny pasuje prawie do wszystkiego, a my przecież czarne? A fason? Phi, fason też niezły w końcu myśmy są najbardziej praktyczne, najlepsze na świecie czarne glany wojskowe?

Czarne, piękne, praktyczne, niepowtarzalne, ciężkie, o grubej podeszwie, skórzane, mocne, szyte grubą nicią, z długą sznurówką i stalowa wkładką w nosku. Buty niemieckiego piechura, a zawędrowaliśmy do Polski, żeby łazić z takim jak Ty. A skąd wiesz, czy my to lubimy? Czy nam się chce? Czy cieszy nas takie łażenie? No i co z tego, że jesteśmy przygotowane i przystosowane do trudnego terenu, że na bal nas zabrać nie można? A co? Buty nie mogą być leniwe? No dobrze, już dobrze, nie będziemy marudzić? Za bardzo? Ale pogadać sobie musimy. Acha - i żadnej wody, ostatnio już było jej dość, aż nam wkładki musiałeś wymienić. No i gdzie tym razem? Gdzie? Turonia? Jakiego turonia? Czyś Ty zdurniał z nadmiaru szczęścia? Czyżby nasi mniejsi kuzyni ? pantofelki tak Ci pięty ścisnęły, że na umysł się rzuciło? A, sorki, niedosłyszeliśmy. Do Torunia. Ok., da się zrobić, ale mamy nadzieję, że nie pieszo? Uff, chociaż tyle? Ale w szafce i tak było lepiej?
Najpierw było kiepściutko, kilka godziny gdzieś pod kolumną kierownicy, tylko pedały widać. Dobrze chociaż, że kuzyni, gumą pokryci, więc nudno nie było. W końcu ileś tam par butów już obsługiwały i pogadać, i pośmiać się było można. Krótki przerywnik na jakiejś stacji benzynowej spowodował tylko to, żeśmy się skichali, w końcu opary benzyny i oleju to nie dla nas, myśmy są glany wojskowe a nie jakieś proste robociarskie obuwie ochronne, więc żądamy szacunku i czystości a nie jakiś trujących oparów.
Tam gdzie dojechaliśmy na początku początkowo wcale nie było ciekawie, jakiś szlifowany bruk, całe stada damskich pantofli z zadartymi nosami, nawet nic się poderwać nie dało. Ech te miejskie dziewuchy w szpic robione. Jakieś klamerki, jakieś duperelki, łańcuszki, paseczki, żadnej porządnej podeszwy, a jak zagadasz to tak zadzierają te swoje noski, że aż im zelówki trzeszczą i na podbiciu zaczynają uwierać. Kompletny brak wychowania. Ale na szczęście czasem spotka się człowiek? eeee? but jakiegoś innego buta, z którym pogadać można, powymieniać wspomnienia, pogadać o paście czy o szczotkach do polerowania. A właśnie ? e, ty, tam na górze! Tak, tak, do ciebie mówimy ty duży. Pastę zabrałeś? Szczotki masz? Nie? Aż ty, to my ci tutaj twoje stópki (ta, stópki? cholerne kajaki!!!) chronimy a tyś nawet pasty ze sobą nie zabrał? A masz w piętę!!! A masz, niech cię bąbel boli!!! Może następnym razem zapamiętasz, ty?
No dobra, ale my tu o czym innym chcieliśmy? Acha? Bruk jak bruk, niby nic nadzwyczajnego, w końcu szlifowało się go nie raz, ale nie ten. Ten bruk był inny, był bardzo historyczny i bardzo nobliwy, można powiedzieć, że poprzez fakt deptania po nim udało nam się zyskać odrobinę wyższy poziom kultury, przecież to Toruń? Toruńskie stare miasto nas urzekło. Duże i piękne, a że i pogoda dopisała i deszcz nam zelówek nie zmoczył to i łazić się chciało. Niestety mieliśmy tylko klika godzin, więc całości nie widzieliśmy (inna sprawa, że z poziomu gruntu wiele nie widać, ale jednak zawsze coś), ale to cośmy widzieli wystarczyło. Wisła podobna jak u nas w Warszawie, woda równie mokra, co nas zbytnio nie ucieszyło, ale równie piękna. Fala chlupie, wiaterek wieje a my tupiemy. Piękna sprawa. Połaziliśmy, pozwiedzaliśmy, poleżeliśmy sobie pod pomnikiem Kopernika. Nawet te pantofelki, co siedziały sobie obok były dość miłe i zaczęliśmy sobie gwarzyć i mogło coś z tego być, ale ten duży na górze ruszył to cielsko i znów zostaliśmy skazani na towarzystwo kolumny kierownicy. Na szczęście niedługo, bo już po chwili?
No to rozumiemy. Piaseczek, trawka, nie ma bruku ani chodnika, pięknie jest? O RANY!!! GLANY!!! INNE GLANY!!! I to ile!!! JESTEM W NIEBIE!!! No ty tam na górze, szacun, szacun, wiedziałeś gdzie nas przywieźć i czego nam trzeba. No kochany, jak posiedzimy tu dłużej to wybaczymy Ci tą wodę z Modlina i może nawet przestaniem gnieść w piętę? O proszę, jest tu ktoś i z północy, i ktoś z południa. O, witamy kuzyna, witamy, nie ma jak spotkać w tym dalekim wschodnim kraju kolegów z Bundeswehry, choć podeszwy ukształtowano Wam w Aleksandrowie Łódzkim. Ach jakże mi miło poznać glany ze Szczecina. Lublin? Kto woła Lublin? Phi, jakieś adidaski, jak tu szanujące się glany mają gadać z jakimiś adidaskami? No dobra, Duży objął to małe w adidaskach , więc OSTATECZNIE zamienimy kilka banałów, coś o zelówkach i wodzie będzie w sam raz jak na początek. O proszę, szacowny Gdańsk prezentuje polską modę wojskową. Cóż za CUDOWNA zbieranina. Nie możemy się opędzić. Bydgoszcz depcze po nas, Gorzów piękny Wielkopolski niemalże urywa nam podeszwę, Łódź? Znów adidaski, błe, ale trudno, jakoś to przeżyję? Mmmm, te czerwone glaniki z Chorzowa? Chyba się zakochaliśmy :-D O, widzimy coś dziwnego z Poznania, glan to to jeszcze nie jest, adidasik też już nie, cholera wie co, ale podeszwa gruba, cholewka wysoka, znaczy się ? kuzyn. No jak miło. Auć, czego nas skrobie po napiętku? Czego? Chcesz w zelówkę? A, przepraszasz? Znaczy się boisz? Mięczak? No dobra, wybaczamy? Skąd? Z Olsztyna? Daleko nie miałeś? My? Z Warszawy? Ooo, dzień dobry, witam Gospodarzy, kilka par toruńskich zelówek przygląda nam się podejrzliwie. A witamy kolejne glany, my z.. Ach słyszeliście? A Wy? Kurde, możecie przeliterować? Nowe Miasto Lubawskie? Dlaczego nie Stare? Hi hi hi? No dobra, juz dobra, co się obrażają, my tylko tak, dla żartu, już nie będziemy. Oj będzie o czym gadać, oj będzie? Później poznajemy jeszcze pięć sympatycznych par obuwia z Przemyśla, ale to późną nocą? Ach byłbym zapomniał ? był jeden osobnik bez butów. POWAŻNIE!!! Bez ściemy, taki mały, nosili go cały czas, pewnie dlatego, że butów nie miał, ale fajny był, z Poznania przyjechał w dwojgiem takich Dużych, już w eleganckich glanach.
Może jakiś spacerek? W końcu trzeba się rozejrzeć, gdzieśmy to wylądowali? Nie no, znów jakiś beton? Znów jakieś kazamaty, chłód i mrok? Wiesz, że tego nie lubimy, że nam się to NIE PODOBA!! No ale skoro trzeba, już dla samego faktu przebywania tu tylu innych glanów jesteśmy w stanie CHWILOWO ci wybaczyć. No to pozwiedzaj sobie, niech ci będzie. O proszę, bateria pancerna. Jaka ładna? I ta kopuła, na którą można wejść i nawet miło sobie w słoneczku posiedzieć, ten żelbecik też niczego sobie. W końcu spędziliśmy w tej cholernej szafce ładnych kilka tygodni i już nam się nudziło. Tak, wiemy, żeśmy marudne, ale nawet największy leniu lubi od czasu do czasu ruszyć się i połazić po łące, nieprawdaż? A my w końcu jesteśmy stworzone do łażenia. Jesteśmy glanami bunkrowca i spotkaliśmy się z innymi glanami w Toruniu, na baterii AB IV na wiosennym zlocie u Zbyszka, żeby znów się spotkać i żeby wspomnieć Tego, który jest pośród nas, choć już go nie ma. Przyjechaliśmy tu dla Zepa?
No i co się tak przyglądasz? Glanów nie widziałaś? Widziałeś. Nie raz, nie dwa i nie pięć tylko nigdy nie zastanawiałeś się, jak to jest być glanem, nie? Popatrzyłaś kiedyś na nas czule? Pewnie, że nie, choć to właśnie my chronimy Twoje ?kajaczki? podczas wędrówek pośród cegieł, to my niesiemy Ciebie przez pola i łąki. Pamiętasz, jak wyjąłeś nas z pudełka? Pamiętasz pierwszy bąbel na stopie? Pamiętasz nasz pierwszy, wspólny wypad gdzieś ?na bunkry?? To może cholera pamiętasz, kiedy ostatni raz czyściłeś nas przy pomocy pasty i szczotki, brudasie? Spróbowałbyś popatrzeć na świat z perspektywy gruntu, gdzie czasem piasek i trawa, a czasem błoto albo nawet gów? to może by dotarło do tego kawałka czegoś między uszami, czego nam trzeba. Ech ty, wędrowcze z cudzej łaski. My pamiętamy. Każdy krok, każde potknięcie, każdą ciemną dziurę, w którą właziliśmy razem z Tobą i innymi glanami. A choćby i teraz. Rozejrzyj się dookoła. Siedzimy sobie razem, wokół ognia, grzejemy podeszwy i słuchamy? Słuchamy?
O tym jak kiedyś w górach
na pomoc ktoś krzyczał głośno
O tym jak na Mazurach
ktoś złamał wiosło
O tym jak patyk trzasnął
Gdy wiatr za mocno dmuchał
I chyba każdy już zasnął
Tylko autor słuchał
Opowieści śmieszne i straszne. O ?duchu? ze świeczką na GRD, o Zimnym Heinrichu i przede wszystkim o Tym, Który Odszedł W Wieczny Mrok. Dużo wspomnień uleciało tego wieczoru w noc, wiele słów ? pięknych i wzniosłych, przepełnionych humorem wypowiedziano by przywołać Go do nas, mając może cichą nadzieję, że jednak to, co zdarzyło się rok temu to tylko zły sen? A może Zep zaraz przyjdzie, zaraz otworzy kolejne piwo i usiądzie gdzieś przy ogniu? Nie, nie usiadł, nie otworzył piwa, nie uśmiechnął się jak kiedyś. Ale przyszedł. Przyszedł w naszych wspomnieniach, w naszych myślach, w naszych uśmiechach. Był tam z nami, jak chyba już zawsze będzie tam, gdzie zbierają się Bunkrowcy. Bo jak powiedział kiedyś ktoś mądry ? żyjemy tak długo, jak trwa pamięć o nas i o naszych czynach? A przecież jeszcze rok temu razem, w tym samym miejscu... Za pamięć o Tobie Zep, niech trwa!!!
Piątkowy wieczór minął na rozmowach i wspomnieniach. Myśmy sobie tylko na chwilę wyskoczyły gdzieś w bok na baterię, Duży wypił piwo z puszki, myśmy elegancko puszeczkę zgnietli a czas płyną milutko. Żadnego łażenia po wodzie czy błocie, poezja i suchość? Czas płynął miło, aż zostaliśmy tylko w cztery pary przy stoliku przed wejściem. Doczekaliśmy się strudzonych wędrowców z dalekiego południa, powitaliśmy ich radośnie i głęboką nocą stanęliśmy sobie cichutko w kątku obok łóżka? Zaraz, gdzie? OBOK ŁÓŻKA!!?? Świat się kończy, on śpi na łóżku, no tak, brakuje jeszcze tylko ciepłej wody i będzie jak w domu? Ech, gdzie te czasy, gdy szanujące się glany żeby zaznać ciepła musiały wrócić do domu? Ci Bunkrowcy schodzą? Myśleliście, że na psy? Nie, Bunkrowcy zeszli do kazamat by zapaść w błogi sen. I tak skończył się dzień pierwszy?
Pobudka była delikatna, można rzec nawet subtelna, obudzeni pozwoliliśmy sobie związać sznurówki i wyprowadziliśmy Dużego w światło dnia z zimnych kazamat. Śniadanko minęło w milutkiej atmosferze i szybciutko znów zbiórka i w drogę, na szczęście niedaleczko. Nieśpiesznym truchtem powędrowaliśmy sobie pozwiedzać. I znów cegła, korytarze, kaponiery, stoki i przeciwstoki, poterny i inne takie jakieś dziwne podziemia zostawiły ślady na naszej skórze. Znów w dół i w górę, pod ziemię? No cóż, jeszcze kilka lat takich wędrówek i może zacznie nam się to podobać, w końcu w szafce też jest ciemno? Ale nie to stanowi kwintesencję tych wędrówek, nie łażenie i zwiedzania, choć ten element jest bardzo ważny. Ważniejsze jest towarzystwo. Towarzystwo innych glanów oczywiście, choć muszę przyznać, że nie każdy z tych wysokich nosi porządne glany, jak szanujący się Bunkrowiec. Bywają jakieś sportowe trampki, jakieś buty do trekkingu, jakieś adidaski, ale nic nie przebije dobrego, starego i wygodnego glana.
No teraz Toś wymyślił. Zawiózł nas na? lotnisko. Co za maniak? Lotnisko? Czy my wyglądamy jak nowa wersja Boeinga? W sumie gabaryt podobny, jak by się uparł to można w nas przewieźć kilka osób, ale na drugi brzeg a nie w górę. Rozum cię opuścił? Do samolotu? Na dokładkę do takiej łupinki, żeby nie silnik i skrzydła to powiedziałbym, że to ?maluch? w podstawowej wersji wyposażenia. Myślisz, że to coś uniesie cię w górę? O żesz ty, uniosło!!! I to w górę!!! Gwoli wyjaśnienia ? przelecieli nas nad Toruniem. Dzięki uprzejmości miejscowych pilotów z Aeroklubu Pomorskiego przelecieli nas nad Toruniem. Oczywiście nie piloci nas przelecieli tylko samoloty nas przeleciały, a piloci pilotowali. Widoki ? niepowtarzalne, wrażenie ? niezapomniane. Miasto z takiej wysokości jednak sprawia zupełnie inne wrażenie Układ ulic, jasne i wyraźne podziały na starą i nową część, ?nasza? bateria widziana z góry to jednak naprawdę pozostawia niezatarte wspomnienie. Myśmy, co prawda pooglądali sobie jedynie orczyki, ale Duży miał radochę, a skoro on się cieszył my też. W końcu mogliśmy przyznać sobie tytuł Najwyższych Glanów w Okolicy ?. Lot niestety szybko się skończył. Przeleciani zostali wszyscy, panowie byli zadowoleni, natomiast Panie ? nie wiedzieć, czemu ? miały BARDZO szerokie uśmiechy. I te powłóczyste spojrzenia rzucane na pilotów. Ech, pewnie się coś zamarzyło co poniektórym? Nie ma jak marzenia. Ale zeszliśmy znów na ziemię, a właściwie pod ziemie? Jak zwykle? ?
Pojechaliśmy na Fort VII Tadeusz Kościuszko. Zwiedzanie rozpoczęliśmy jakby trochę z boku. Straszne miejsce? W latach wojennych i podczas okupacji fort stanowił miejsce, gdzie rozstrzeliwano polskich obywateli. Tu ziemia jest przesiąknięta krwią i cierpieniem, tu ziemia opowiada o straszliwej daninie krwi, jaką złożyli w niej polscy patrioci zamordowani przez hitlerowskiego okupanta. Mur kaponiery bocznej przy lewym barku fortu poznaczony śladami kul mówi więcej niż wszystkie tablice pamiątkowe. Straszne miejsce? Wszyscy pamiętacie ?Ludzie ludziom??. My się pytamy jak ludzie ludziom mogli zgotować taki los?
Sam fort to ogromny teren obecnie zrośnięty drzewami i krzaczkami, ale naprawdę byliśmy pod wrażeniem. Zaczęliśmy od lewego barku, przeszliśmy sobie przez lewe trawersy, później zwiedziliśmy schrony pogotowia, poternę, kaponierę czołową oraz stok bojowy. Szczególne wrażenie zrobił na nas plac broni oraz resztki wyposażenia wewnątrz kaponiery czołowej, zwłaszcza pancerne osłony strzelnic oraz pozostałości mocować dział średniego kalibru. Piękna rzecz? Naprawdę piękna? Niestety, co dobre się kończy, choć tu muszę przyznać, że koniec nie był szybki i naprawdę mieliśmy czas na łażenie po forcie. No aleśmy zgłodnieli, właściwie nie my tylko Duży i pojechaliśmy sobie na kwaterunek na zupkie. Zupkie grochówkie.
Zupka została zniszczona dość szybko musimy przyznać i nastąpił czas sjesty. Duży poluzował nam sznurówki, butla z winem krążyła a my zażywaliśmy odpoczynku. Ech, jak miło wygrzewać podeszwy na słońcu? No, ale ileż można leżeć do góry cholewką? Czas w drogę?
Opuszczony fort XI, pozostawiony sam sobie, kiedyś w opiece polskiej armii teraz niszczeje bez opieki. Piękne, stare mury z czerwonej cegły, sucha fosa wokół, pozostałości kuchni fortowej, stary piec w sali żołnierskiej, nawet latryna w części koszarowej sprawia niesamowite wrażenie. Jeśli w wyobraźni dołożyć do tego kilka stojaków na karabiny, łóżka, może jeszcze paru żołnierzy w pruskich mundurach? Złaziliśmy wszystkie korytarza fortu, dotykając ścian, wdychając kurz uniesiony naszymi krokami, wsłuchując się w echo niesione korytarzami koszar? Byliśmy szczęśliwi.
Wieczór minął szybko wraz z ogniem i słowem. Sen minął jak coś nierzeczywistego i znów nastąpił powrót do ordynarnej rzeczywistości. Znów trzeba wyjść na zewnątrz i stawić czoło? ups, nie czoło tylko cholewki trzeba było stawić rzeczywistości.
Nadszedł czas pożegnań, czas pozostawić za sobą bruk toruńskiego Starego Miasta, kurz okolicznych zagajników i piasek rozsypany pośród cegieł fortów zagubionych wśród lasów. Czas pożegnać przyjaciół z różnych stron kraju, czas wyciągnąć z szafki szczotkę i pastę i wyczyścić naszą skórę, czas przygotować się na następną wyprawę, gdzieś, gdzie historia czeka na nas i na Was, Bunkrowcy. Idąc polną ścieżką, wędrując lasem czy łąką pomyślcie czasem ciepło o nas, o Waszych butach, które niosą Was przez świat. I kierujcie się tam gdzie słychać śmiech i radość, gdzie Bunkrowcy znów rozpalili ogień, gdzie znów popłyną opowieści. O ?duchu? ze świeczką na GRD, o Zimnym Heinrichu?
Hej, przyjaciele, zostańcie ze mną
Przecież wszystko to, co miałem
Oddałem Wam?
Robert ?Chomik? Kobyłecki
Warszawa, kwiecień-maj 2010