Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

 Chorwacja i Bośnia i Hercegowina  1.04-5.04.2009 Długo planowany, a tym samym również mocno oczekiwany wyjazd na fortyfikacje i opuszczone w Chorwacji i BiH doszedł do skutku. Już nie poraz pierwszy ekipa Bunkrowca (tu wespół z opuszczonymi i falloutami) wyznacza nowe kierunki w turystyce bunkrowej. Kierunki które są powiela przez lata przez inne ekipy, i hvala im za to. Zbiórka i wyjazd miał miejsce 1.04.09 z Poznania ok 19.00, część ekipy wyruszyła wcześniej z innych miejsc w kraju. Siła w jakiej stawiliśmy się następnego dnia w Żeljavie była solidna, a mianowicie 8 pojazdów z liczba pokładową 29szt z takich miast jak Gdańsk, Poznań, Olsztyn, Szczecin, Świnoujście Międzyrzecz, Jordanowo, Katowice, Gostynin i Peterborough w Anglii. Trzeba przyznać, że na tak duża ekipe i odległości jakie pokonaliśmy wyjazd był zorganizowany doskonale. Już sama droga od Karlovac`a była dla Nas niesamowitym widokiem. Opuszczone wioski spalone domostwa, CPNy i wyludnione tereny powinny Nas cieszyć. Cieszyły oczywiście ale inaczej ? widoki przyjmowaliśmy z oszałamiającą ciszą i szacunkiem.

Chwilę później sentymentalizm usunąl się do cienia ale ciągle przed oczami miałem kadry z kronik i filmów z okresu wojny. Dało się wyczuć w załodze pewien smutek i niepokój. Choć było pięknie. Po zjechaniu z głównej drogi i zbliżaniu się do Zeljavy widoki były coraz lepsze górki i kilka odremontowanych domków. Dwa światy jeden na wybrzeżu drugi w głebi kraju. Osobiście przypadł bardziej do gustu ten w głebi kraju a dokladniej ten na granicy. Po dojechaniu na miejsce ok 15.00 szybciutko zakwaterowanie w obiektach garnizonu JNA Zeljava lekki rekonesans po okolicy, kilka zdjęć przy samolotach (Dakota) i wieczór integracyjny. Na miejscu juz czekały na Nas dwa wozy z Olszyna i z Katowic. Jak to bywa na Naszych wyjazdach już pierwszej nocy mieliśmy gości w czarnych mundurach, którzy chcieli abyśmy opuścili garnizon bo to strefa wojskowa i takie tam. Na negocjacje wypuściliśmy Gelwego, nikt lepiej nie znal Chorwackiego i okazało sie to doskonałym pomysłem. Zostaliśmy a policja musiała sobie pójść...Oczywiście obiecaliśy to i owo ale czego to ludzie w stresie nie mówią. Zrsztą środek nocy był.

Kolejny dzień zaczeliśmy od dokładnego zwiedzania garnizonu Żeljava, efekty widać na zdjęciach. Różnił sie troszkę od znanych nam garnizonów exradzieckich, ale nieznacząco. Kolejnym punktem programu był Areodrom Żeljava ze swoimi podziemiami i tajemnicami. Trzeba przyznac że system podziemny robi wrażenie GDR to to nie był. Ogromnej wielkości korytarze podziemne na samoloty, do tego kilka set metrów tuneli tunelików technicznych, łacznikowych i innych pomieszczeń. Generator prądotwórczy byl wielkości mniej więcej malego autobusu. Zdjęcia dosyć obszernie ukazują wnetrze aerodromu. Nie obyło sie oczywiście od odwiedzin policji bo akurat w tym miejscu przechodzi granica. 3 wejścia są w Chorwacji a ostatnie w Bośni i Hercegowinie. Bosniacki policjant kazal nam wracac do bunkra (text: "iddzie spowrotem do bunkra" to coś miłego) był miły, ale trzymajac lapę na kaburze z bronią każdy byłby miły...

Zaraz po powrocie do pierwszego wejścia przyjechali kolejni tym razem Chorwaci. Zostali przywitani textem Krisa A CO WY TU ROBICIE? Na chwilę ich zatkało i głupio im było zadac pytanie co My tam robimy hehe. Skończyło się na odwrocie z areodromu I zjazd do wioski Lićko Petrovo Selo na piwko i jakieś drobne zakupy. Piwo skończyło sie już po 3 samochodach (a gdzie jeszcze 5) Cwana sprzedawczyni miała schowną skrzynkę piwka dla miejscowych, ale tez udało sie nam ją wykupić przy pomocy Serba Niko (jak główny bohater w GTA IV). Standardowo udaliśmy się na garnizon, niestety policja była uparta i musieliśy opuścić garnizon, daleko nie ujechaliśmy bo rozbiliśmy się przed brama wjazdową tuż przy samolotach. Z pomoca przyszedł Nam Serb Nikoi zaoferował nocleg w swom domu. Częśc z ekipy tam się wybrała, cześć poszła do dziadka Chorwata (Death Man) a część okupowała samoloty. Wieczorek zapowiadał się interesująco i takowy był! Któż nie pamieta lotów Dakotą do Tokio i na zad... Trzeba zaznaczyc, że tern garnizonu jak i aerodromu Żeljava widnieje w rejestrze jako zaminowany, i tako jest! W lesie walają się rózne cuda od min piechotnych po wyrzytnie rakiet typu bazooka pełne i wystrzelone, w lasach znajduje sie masa pocisków moździerzowych 80mm i małych min typu motylek czyli urywa tylko stopę. Znaleziono kilka szt i widziano kilka kukurydz tylko jakoś dziwnie metalowe były. Teren był niby rozminowywany ale zdarzają sie wybuchy w nocy jak jakieś leśne stwory nadepną tu i tam. Było rozrywkowo...

Standardowo odwiedzała Nas Hrvatska Poljicja ale na hasło  My Poljacy" zawsze sobie jechali. Choć raz spytali macie broń i amunicję nie po co kiedy w lesie pełno leży? Macie alkohol- mamy, a to dobrze możecie zostać... Za to rozruch kolejnego dnia mieliśmy cięższy, ale za to dzień udany. Na dwa wozy podjeliśmy próbę zdobycia Gola Pljesevicai ex-radary. Dzień wcześniej tą trase przebywal kolega Gelwe i kolega Grześ PWZ. Pierwszy wóz uszkodzil koło imusiał wracać zaś GrześPWZ dojechał do rozwidlenia i z powodu poźnej pory oraz cieżkiego śniegu wrócili. Nam dane było zostawić auta w połowie drogi i dalej ok 1,45min zasuwac do góry. Widocznośc max 10m wiatr, łażenie w chmurach powodowało że byliśmy mokrzy, ale brneliśmy po śniegu trochę na oślep pod górę. Udało się. Radary okazały się czymś więcej niż wiadomo nam bylo wcześniej. Podziemny schron (duży) przeciwatomowy, setki korytarzy, ślady bytowania wojsk rozjemczych francuskich, kanadyjskich i angielskich to było coś. Po wyjściu było coś jeszcze burza  grad! Solidny widok. Prawie Nas tam uziemiło na nockę. Mimo to udało się zejść burza przesunęła się dalej a My wkońcu zobaczyliśmy gdzie tak naprawdę jesteśmy. Piękne widoki (min Bihać).

Zejście na dół i jazda po nocleg. W tym czasie co My właziliśy na radary reszta ekipy była na Plitvickich Jeziorach. Ze zdjęć widać, że też było super. Nam nie dane było, może następnym razem. Nocleg gdzieś przy opuszczonym zajeździe na trasie przed Karlovacem, ranek zwiedzanie muzeum w Turajn przy Karlovacu i do domku. Każda ekipa wracała praktycznie osobno i zwiedzała po drodze róznej maści zamki i zamczyska! My ?wymienialiśmy? oponę w Mariborze na Słowenii. Było ciekawie. Jedno jest pewne, My tu jeszcze wrócimy, nie dziś nie jutro ale napewno. Można było zobaczyc więcej, oczywiście, ale narzucanie tempa i oglądanie atrakcji przez szybkę samochodu czy z autostrady nigdy nie leżało Naszej ekipie! Wszystkim uczestnikom dziekuje za wspaniały wyjazd i do zobaczenia na kolejnym wypadzie na Bałkany. Trzymajcie się.

Makaron

CHORWACJA 2009