Ocena użytkowników: / 4
SłabyŚwietny 

Wieczorem upragnione ognisko. Zdawało się , ze mieliśmy dużo drewna, ale jednak dość szybko się kończy. Zbieranie chrustu na mierzei uzyskuje dość ?specyficzny? charakter- chłopaki przynoszą wyschnięte krowie placki (o dziwo nie pachnące ryba ) , które rewelacyjnie podtrzymują ogień. Dym z ogniska przybiera nieznany mi wcześniej zapach- ani to kupa ani to dym, jakąś zupełnie nowa jakość!!!





Spożywamy naszego podłużnego arbuza- kupiliśmy specjalnie takiego, myśląc ze to może jakąś inna odmiana, więc i smak będzie oryginalny. Jednak arbuz rożni się tylko kształtem, co nie zmienia faktu, ze jest bardzo pyszny.





I to wszystko pod tym rozgwieżdżonym niebem! Jeszcze nigdzie nie widziałam tylu gwiazd, normalnie ma się wrażenie jakby im było na niebie za ciasno, musiały się rozpychać i dlatego od czasu do czasu którąś nie miała innego wyjścia jak spaść....

Niestety chłód szybko gasi plany nocnych kąpieli...

Poranek wita nas słoneczny, dopiero teraz można w pełni podziwiać w jak pięknym miejscu przyszło nam spać!



Dzien. zaczynamy od kąpieli w azowskich falach.





Naprawdę bardzo ciężko rozstać się z tym miejscem.. Obiecujemy sobie z toperzem, ze wrócimy tu kiedyś i spędzimy kilka dni!!

Na biwaku nie byliśmy sami ? towarzyszył nam jednorożec



Dalsza droga to znana nam już tarka, step, raz morze raz Siwasz, czasem samotne gospodarstwo na końcu świata. Od Striełkowoje były 3 domy- to z rybnym mlekiem oraz te dwa:






Niestety większość ekipy jest zdecydowanie bardziej amatorami klimatyzacji niż otwartych na oścież okien ,więc nie mam wyjścia i wyprowadzam się w 2/3 na słoneczny świat, gdzie pysk mi smaga stepowy pylisty wiatr zamiast lodowatego powiewu z pudelka ze sztucznym zapaszkiem..



Im bliżej Solianoje tym więcej na brzegu biwakujących, pojawiają się motory, skutery jak również dzielne łady i zaporożce ochoczo zmagające się z tarko wata nawierzchnia.

Mijamy Solianoje kierując się w stronę Twierdzy Arabat. Dużo z niej nie zostało, ale piękne widoki i ogromne ilości pachnących ziół rekompensują mała ilość kamiennych ścian.



Nad Siwaszem łatają paralotnie i spadochroniki ,a w oddali majaczą szpiczaste sylwetki krymskich gór.. Może to Karadag ,w który chcemy się niebawem wybrać?





Dziś zamierzamy dotrzeć na meteostacje Karabi. Po drodze mijamy Stary Krym z duża ilością meczetów. Dalej jedziemy przez Biełogorsk, gdzie z daleka uśmiecha się do nas imponujących rozmiarów Biala Skala (nie martw się, wrócimy tu do ciebie!!) Dalej przez Gołowanowke, gdzie skręcamy na Pczelinoje. Jeszcze 10 km drogi do wsi, 10 km do meteostacji ,więc wydaje nam się , ze jesteśmy już prawie na miejscu...Droga do Pczelinoje jest znaczona na mapach jako ?ulepszona droga gruntowa?- tak tez wyglądają jej pierwsze 2 km...Potem zaczyna przypominać skrzyżowanie drogi zrywkowej w Bieszczadach z korytem wyschniętego potoku Żłobione woda koleiny, w najlepszych miejscach dochodzące chyba do Pol metra, ogromne kamulce ,które nijak wziąć między kola, objechać czy wykopać..



Aby odciążyć auto wysiadamy i idziemy pieszo. Teraz dobitnie zrozumiałam słowa tego gościa ,którego pytałam o dojazd na Karabi: ?Nie, wasza skoda tam nie dojedzie, nie ma najmniejszych szans, nawet o tym nie myśl?. Jakoś 2 km przed wsią robi się ciemno, kamulce coraz większe.. Więc na malej polance pod słupami postanawiamy rozbić namioty i przenocować. Przy stawianiu namiotu mamy mały dylemat: czy lepiej mieć nad sobą kable z prądem, czy lepiej postawić namiot bliżej drogi , gdzie być może nocą będzie sunął jakiś niezbyt trzeźwy gruzawik bez świateł? Wybieramy jednak kable...



W namiocie znajdujemy dosyć dużego owada o dosyć specyficznym wygładzie...



Wieczorem imprezka, dużo dobrych kahorow pokupowalismy , więc pijemy na trzy ręce



Rano, jeszcze przed śniadaniem biegniemy z toperzem zobaczyć wioskę Pczelinoje- w końcu jesteśmy tak blisko! (reszty ekipy okolica za bardzo nie interesuje...) Wioska jest tak urocza ze trudno to opisać! Chyba z 10 zamieszkanych domostw, kilka opuszczonych.. Środkiem drogi przechadzają się cale stadka różowych i łaciatych świnek, na plotach susza się garnki ,a wokół otwierają się widoki na pełne białych skałek góry ,w których widać jaskinie i regularne otwory jakby skalnych miast..





Niebo jest bezkreśnie niebieskie, słoneczko dogrzewa- chyba pierwszy taki naprawdę gorący dzien. na tym wyjeździe. Kwiczą biegające wokół prosięta- normalnie można oszaleć z radości!!!

Wracamy na miejsce biwaku. Dziś rozstajemy się z reszta ekipy.. Oni jada w stronę Eupatorii i Saki, aby odpocząć, pokapać się w morzu i trochę ?Popławiec się w luksusie?. My natomiast ruszamy z plecakami ku szczytom Karabi Jajły, Popławiec się w chaszczu, pylistych drogach, pachnących ziołach i Gorskim wietrze....

miejmy nadzieję, że CIĄG DALSZY NASTĄPI.....