Ruszamy sobie w Gory Orlickie- zacheceni wizja bunkrowego pasma, a tym samym licznych dogodnych miejsc do spania. Ponoc mozna tu znalezc kilkadziesiat malutkich schronow zwanych tu ?rzopiki?.
W piatek planujemy zanocowac we wiacie w  kamieniolomie kolo Różanki. Pomysl okazuje sie jednak zupelna porazka-  wiata jest w stanie rozkladu, polowy dachu nie ma, a w srodku jest mokro  i na dodatek wali gorzej niz z przepelnionego tojtoja.. Ktos zrobil tu  totalna demolke :( A duszny, parny wieczor sugeruje ze w nocy moze  troche poleje.. 
Chyba musialam byc bardzo zdegustowana tym miejscem bo nawet zdjecia nie zrobilam...
Juz po ciemku rozwazamy kolejne pomysly noclegowe. Ostatecznie pada na wiate pod zamkniem Szczerba niedaleko Gniewoszowa.
Ta  przez ostatnich 7 lat praktycznie sie nie zmienila. Gdy tylko  przychodzimy na miejsce zrywa sie straszny wiatr, gdzies w oddali grzmi  ale ostatecznie nie spada nawet kropla deszczu. My tymczasem zjadamy  pulpe warzywna , raczymy sie nalewka z kwiatow dzikiego bzu i  zastanawiamy sie czy odwiedza nas jakies zamkowe duchy. 
Rano lazimy troche po murach dawnego zamku
No  i przydarza sie toperzowi nieszczescie... zamiast wody lyknal z drugiej  butelki troche benzyny. Przez pewien czas chodzi troche zielony...
A  potem suniemy na czeska strone przez Mostowice i Orlicke Zahori. Zaraz  za granica wjezdzamy w dziwny teren- wogole nie ma tu wsi, tylko jakies  osiedla dacz, osrodkow wypoczynkowych, hoteli i restauracji. Za cholere  nie mozemy znalezc zwyklego sklepu celem kupienia kilku podstawowoych  produktow, Dojezdzamy do Destne w Orlickich Horach, ktore z mapy wydaje  sie byc calkiem spora miejscowoscia. Sa tu dwa sklepy ale zamkniete  widac dawno temu. 
Ludzi za to tlum, pelne parkingi, normalnie jak w  mrowisku? Wszedzie reklamy stokow narciarskich, z kazdej strony ulicy i  chodnika wjezdza ci w tylek rower.. Kurde.. Albo jest cos nie tak albo  nam ta Gruzja zaszkodzila bo mamy teraz zly punkt odniesienia ;) Aha! A  sklepu jak nie bylo tak nie ma.. Ostatecznie udaje sie wydac korony na  stacji benzynowej - no i mamy w koncu wode, piwo i gruszkowke.
Docieramy w miejsce zwane ?Pod Homoli? i tuptamy szlakiem rowerowym na poludnie.
Faktycznie raz po raz z lasu wystaje kawalek usianego zelastwem betonu.
Kazdy  bunkierek sklada sie z dwoch malych pomieszczen polaczonych waskim  korytarzykiem. Wnetrza przypominaja troche sale tortur- wszedzie ze  scian wystaja ostre gwozdzie ;)
Gory  nie sa tu wysokie, tysiaca nie przekraczaja. I dlatego jedna rzecz mnie  niesamowicie dziwi- wszedzie jest kupa kosodrzewiny! Mozna sie poczuc  jak w Karkonoszach- asfalt i kosowka ;)
Jesli  chodzi o ten teren to on jest pusty i pelny zarazem, bardzo ludny i  zupelnie nieodwiedzany.. Bywa tu duzo ludzi, nawet w tym samym czasie co  my. Ale przez to ze osiagaja oni totalnie inne predkosci i inny jest  ich cel wycieczki, ma sie wrazenie ze naleza do innego, rownoleglego  swiata. Ogolnie idziemy pusta droga, a co chwile tylko smignie  rozpedzony rowerzysta.. Zostaje tylko roznobarwno-swiecaca smuga koloru i  smuga zapachu dezodorantu. 
I znow tylko my, kosowka i naparstnice. No wlasnie. Bardzo obrodzilo naparstnic na tej trasie.
Jakby  zliczyc ilosc osobnikow na godzine  przejezdzajacych ta droga to  zapewne wyszla by calkiem spora liczba. Tymczasem przy samej drodze  rosna łany poziomek dorodnych jak truskawki. Sa tak dojrzale ze niektore  juz same opadaja z krzaczkow i sa niesamowicie slodkie. Widac w tamtej  rzeczywistosci nie jada sie poziomek, wiec my mamy czym obzerac sie bez  konca.. 
Ciekawe czy tamci wogole wiedza ze tu jest tyle bunkrow? 
Bunkry siedza w kosowce, we mchach, w zoltych kwiatach, rosna na nich drzewa i gruszkowki.
Pogoda  nas nie rozpieszcza, co chwile siąpi deszcz. Wtedy ukrywamy sie w  ciemnych acz suchych wnetrzach betonowych. No moze nie az takich  suchych... ;)
Docieramy  do miejsca znaczonego na mapie jako Peticesti z zaznaczona wiata. Wiata  okazuje sie byc malym barem tzn punktem sprzedazy napojow. Tu nasze  swiaty i te kolorowych śmigaczy sie krzyzuja. My kupujemy piwo i rum, i  oni takze.. Jakis wspolny mianownik jest.. ;)
Spotykamy  tu tez wedrujacych skautow. Wogole to chyba obecnie w Czechach jest to  popularne bo widzielismy kilka obozow namiotowych po drodze. Fajna  sprawa!
Ostatecznie w obrebie sklepu mozna tez przekimac- dla dwoch osob miejsce jak znalazl, tylko wczesnie pobudka by byla.
Korygujemy  troche zaplanowane trasy i postanawiamy wrocic na nocleg do bunkra w  kosowce ktory nam sie spodobal. Tuptamy wiec tym razem szlakiem pieszym  gdzie nie spotykamy prawie nikogo.
Mijamy kaplice, niestety do srodka sie nie wejdzie- najsolidniejsza w kaplicy byla krata w drzwiach?
Suniemy i łakami o splatanych trawach, i przez lasy zywe lub zdechle, i wsrod malowniczych korzeni.
Momentami mozna tez zrobic ?skok w bok? i poczuc sie jak w Gorganach :)
Wychodzimy w koncu na rozlegla polane z widokami na rozne strony
Przykuwa tu tez uwage sterczacy z kosodrzewiny drag
Tym  sposobem odnajdujemy cudownie widokowy rzopik! (drag jest na jego  dachu) Miejsce nam tak przypada do gustu ze jednoglosnie obwolujemy  koniec trasy i tu zostajemy na nocleg. Juz mam ta wizje wygrzewania sie  na cieplym betonie, kolacji z widokiem na gory i zachodu slonca.. 
Tylko po kiego diabla tu te prety przymurowali? jeszcze z taka puszka na koncu kija? jakos nas to pytanie nurtuje..
Ide  wymoscic legowisko w srodku rzopika za pomoca foli, karimat i maty  piknikowej.  Chwila pobytu w srodku weryfikuje wszystkie radosne zamiary  pozostania tutaj na noc? Cala podloga we wnetrzu bunkra zaslana jest  zdechlymi motylami.. Tzn nie wiem czy one zdechly same czy cos je  pozarlo.. Wszedzie leza glownie skrzydelka w roznych stopniu  pofragmentowania i rozkladu. Sa swieze, slicznie kolorowe, jak rowniez  brazowe, przetlale, rozpadajace sie w proch pod butami.. 
One od czegos zdechly. I akurat tu a nie gdzie indziej... Moze od tego czegos zdychaja tez buby i toperze? 
Lekko zniesmaczeni idziemy zwiedzac dalej. Mijamy gorke ze skalkami na szczycie
z ktorej dokladnie widac bunkier ?Pod Zdechlym Motylem?
Rzadko fotografuje szlakowskazy ale ten jakos przypadl mi do serca
Ostatecznie lokujemy sie w rzopiku kosodrzewinowym. Tu nie ma w srodku zadnych zwłok (albo sa dobrze ukryte ;) ) 
Wieczor spedzamy na dachu bunkra gdzies jest trawiasto-kwiecista łaka. 
Widok z dachu
Jeden  z bunkrowych pokoikow okazuje sie byc dokladnie dwuosobowy bo miescimy  sie my, plecaki i nic wiecej. Spimy jak zabici chyba 13 godzin.
Rano znajdujemy po drodze jeszcze jeden bunkierek, prawie niewidoczny z drogi z wykonczonym "boazeria" sufitem i czescia scian.
A  potem juz powoli wracamy z mocnym postanowieniem powrotu w te gory  celem poszukiwania kolejnych mniej lub bardziej ukrytych rzopikow wsrod  zielonych poroslych kosowka wzgorz....
wiecej zdjec
https://picasaweb.google.com/112202359829575992568/201407_Gniewoszow_ZamekSzczerba
https://picasaweb.google.com/112202359829575992568/201407_GoryOrlickie#